czwartek, 26 lutego 2015

"Barbara", Jørgen-Frantz Jacobsen, fragment

"Kiedy znaleźli się na dworze i spojrzeli w dół na wybrzeże, zobaczyli łódź podskakującą na falach. Ale w dali morze wydawało się spokojne, a słońce znów wyjrzało zza chmur. Pan Poul biegł co tchu po skałach. Całe osiedle było na nogach, wszyscy myśleli tylko o jednym, czy uda się pastorowi szczęśliwie wyjechać.
Na przystani Poul zbliżył się do łodzi. Kołysała się w odległości dwóch łokci od niego, trzeba było tylko zręcznie skoczyć. Poul wiedział, że wchodzi tu w grę jego szczęście, i serce podeszło mu do gardła. Łódź podpływała co chwila do lądu, lecz załoga musiała ją szybko cofać, by fala nie rozbiła jej o skalisty brzeg. Gdyby Poul miał choć trochę doświadczenia, może i potrafiłby od razu skoczyć. Otoczyli go dzielni mieszkańcy Mykines i wszelkimi sposobami chcieli mu pomóc. Wołali do załogi w łodzi, że przerzucą pastora, jeśli tamci potrafią go złapać. Ale było już za późno. Gwałtowny huk fal uderzających o skały stłumił ludzkie głosy. Nadchodził przypływ.
Jeszcze raz łódź z Sørvágur próbowała się przybliżyć. Ludzie okazali pastorowi tyle dobrej woli, ale wszystko nadaremnie.


Wtedy zdarzył się nieszczęśliwy wypadek. Jeden z mężczyzn, gorliwie krzyczący i dający znaki, pośliznął się na kamieniu i wpadł do wody. W mgnieniu oka jednak wyłowiono go i wyciągnięto na ląd przemoczonego do nitki. Był to Hanus Elias.
Zakrystian zwymyślał go ostro:
- Dobrze ci tak! Wszystko przez ciebie, ty złowróżbny ptaku! Nigdy nie robisz jak inni! Idź do domu, wstyd nam za ciebie. Zobacz, ile narobiłeś biedy!
Zawstydzony, ociekający wodą, poszedł Hanus Elias do domu. Myślał: "Ja narobiłem biedy? Ja? Że pastor musiał zostać w Mykines? A czy to taka wielka przykrość? W dodatku kiedy może gościć sobie u zakrystiana? I to w Boże Narodzenie".
Pastor zaś stał jak sparaliżowany. Ze ściśniętym sercem patrzył na odpływającą łódź. Gdy oddaliła się trochę od brzegu, postawiła żagle. Powoli znikała im z oczu.
- Tak - odezwał się któryś z mieszkańców Mykines - będą mieli pomyślny wiatr. (...)



(...) Jedenaście dni minęło, zanim wypogodziło się tak, że pastor mógł wyjechać z Mykines. Zrobiło się teraz tak pięknie, niemal jak w lecie. Szeroka cieśnina między Mykines i
Vágar iskrzyła się w słońcu, łódź mknęła na falach z pomyślnym prądem. Fiord Sørvág leżał spokojny jak jezioro. Skały przybrzeżne odbijały się w nim niby w lustrze".

Fragment powieści
"Barbara", Jørgen-Frantz Jacobsen, tłumaczenie z duńskiego Maria Kelles-Krauz, Wydawnictwo Poznańskie 1967.


[foto
© Føroya Fornminnissavn, Brian Yates, mykines.info]